30 września 2007

Fansipan - How To

Możliwe, że kiedyś jakaś zbłąkana dusza zagoogla na tą stronę w poszukiwaniu informacji na temat wspinaczki na Fansipan (Fan Si Pan), więc zamieszczę poniżej kilka wskazówek jak się do takiej wyprawy przygotować.

Wyprawę najlepiej organizować sobie w Sapie - miasteczku położonym w dolinie, kilkanaście kilometrów od szczytu. Miejscowe hotele/ biura turystyczne oferują wycieczki o długości od 1 do 4 dni. 1 dniowe wycieczki są oferowane baaardzo rzadko ponieważ wspinaczka i zejście z Fansinpana w ciągu jednego dnia możliwa jest praktycznie wyłącznie dla wybitnych trekerów wyposażonych dodatkowo w dobre latarki (cześć drogi w takim wypadku trzeba przebyć w lesie po zmroku). Dwudniowe wycieczki uznawane są za kondycyjnie trudne i zaleca się wybranie 3 dniowej wyprawy (może dlatego ze 3dniowe wyprawy są droższe?). Z mojego doświadczenia wynika ze wyprawa 2 dniowa rzeczywiście jest wymagająca kondycyjnie, ale osoba która regularnie chodzi po polskich górach może się jej spokojnie podjąć.

Zorganizowana, wykupiona w hotelu, 2 dniowa wyprawa kosztuje około 50$ od osoby. Oplata obejmuje przewodnika, tragarza, opłatę za wejście do parku w którym położona jest góra oraz wyżywienie (bez wody). Jeśli popytamy ludzi z lokalnych plemion handlujących na ulicach to prawdopodobnie przewodnika i tragarza uda nam się załatwić dużo taniej niż za pośrednictwem hotelu. Z moich informacji wynika ze przewodnik bierze za taka wyprawę jakieś 15$ a tragarz 8$, nie wiem ile kosztuje wejście do parku. Tragarza nie niesie naszych bagaży a jedynie wchodzące w skład wycieczkowego pakietu jedzenie, wiec nie jest on nam niezbędny, ale moim zdaniem warto go wziąć choćby po to żeby dać zarobić tym bardzo biednym ludziom. Poza tym są oni zwykle świetnymi kucharzami.

2 dniowa wyprawa startuje z okolic wodospadu położonego na wysokości około 1800 m n.p.m. Pierwszego dnia idziemy bardzo łatwą trasą przez bagniska i las deszczowy do obozu położonego na wysokości 2200 m. Sceneria jest bajkowa co widać na zamieszczonych poniżej obrazkach.





Po około 4h niezbyt męczącego marszu (czyli kolo godziny 15) docieramy do obozowiska składającego się z 2 bambusowych chatek. W obozowisku nie ma elektryczności, woda przynoszona jest wiadrami z pobliskiej rzeki a gotuje się na ognisku. Jest już za późno żeby iść na szczyt wiec możemy pokręcić się w pobliżu obozu i zjeść przygotowany przez tragarza obiad. Noce na tej wysokości bywają chłodne (przynajmniej we wrześniu), więc warto mieć ciepły śpiwór (mój "komfort +6 stopni C" był idealny).

Drugiego dnia wstajemy po 5 rano i po krótkim śniadaniu ruszamy na szczyt. Na przebycie 900 m wysokości mamy 4 godziny. Droga niemal cały czas biegnie pod górę. Idzie się przez las bambusowy brodząc po kostki w błocie. Zwykle pada deszcz, a jeśli nie pada, to woda i tak kapie na głowę z okolicznych drzew. Trasa nie wymaga specjalistycznego wyposażenia wspinaczkowego. Kilka razy trzeba wdrapać się jakieś 2-3 metry po śliskich skałach. Nie jest też gorąco. We wrześniu temperatura wynosiła jakieś 15-20 stopni, dla porównania w Hanoi było wtedy 33. Wytrwali około godziny 10 powinni zobaczyć ten oto pomnik:


Szczyt zwykle spowity jest gęstymi chmurami, więc szansa na pstryknięcie ładniej panoramki jest niewielka. Jeśli jesteśmy na 2 dniowej wyprawie nie powinniśmy spędzić na górze zbyt wiele czasu. Czeka nas jeszcze 4 godziny marszu do obozowiska i kolejne 3 godziny marszu do wodospadu, gdzie powinien czekać na nas jeep, który zabierze nas do hotelu. Noc zapada tam koło godziny 18 i osobiście nie chciałbym iść po ciemku przez bagna.


Tu parę zdań o zalecanym wyposażeniu. Trasa nie wymaga posiadania lin czy czekanów. Zalecane są buty z dobrą membraną i koniecznie podeszwą umożliwiającą chodzenie po mokrych i śliskich skałach (Vibram sprawdza się bardzo dobrze). Należy również przygotować się na przeprawy przez górskie potoki (woda po kolana), które jednak można bez obaw pokonać boso. Jeśli chodzi o spodnie to osobiście zalecam krótkie spodenki. Przez pierwsze dwie godziny szedłem w bojówkach, jednak pokryły się one szybko tak grubą warstwa ciężkiego, mokrego błota ze znacząco utrudniały marsz, wobec czego musiałem je skrócić do kolan scyzorykiem. Na górna część ciała ubrałem t-shirta z tworzywa które nie trzyma wilgoci. Na wszelki wypadek warto mieć w plecaku lekka, nieprzemakalna i oddychającą kurtkę. Przyda się wodoodporna osłona na plecak i latarka (w obozowisku nie ma światła). Koniecznie należy zabrać wodę utlenioną i opatrunek - w lesie bambusowym bardzo łatwo się o coś zaciąć! Nasz przewodnik tak pechowo nastąpił na gałązkę bambusa, że ta przebiła mu podeszwę w bucie i rozcięła stopę. Warto mieć również repelenty z dużą zawartością DEET (najlepiej 30% lub więcej). Komary w Wietnamie wydają się mniej dokuczliwe niż w Polsce (są tam na masową skalę tępione chemikaliami) ale roznoszą paskudne choroby, tak więc na wszelki wypadek zalecam spryskać się DEETem.
Ludzie z naszej części świata zwykle obawiają się jadowitych węży. W okolicach Fansipana występują one w bardzo małych ilościach gdyż jest tu dla nich za zimno. Widziałem jedynie jednego martwego węża. Miejscowi straszyli nas też pijawkami, ale nas nic nie pogryzło. Z ciekawych zwierzaków zaobserwowaliśmy ogromne latające żuki wydające dźwięk podobny do elektronicznego gwizdka.

UPDATE:

Tutaj jest link do bloga twardzieli :) którym udało się wejść na Fan Si Pana w 1 dzień:
http://gapyearinkunming.pl/2012/02/trekking-na-fansipana/
Do zapewnień Krzyśka że takie wejście to żaden problem podchodzę nieco sceptycznie, myślę że sporo zależy od pogody i ilości błota na trasie. Nam właśnie to gęste błoto po kostki dało najbardziej po dupie :)

W razie pytań piszcie:
rafalcgi@gmail.com

27 września 2007

trochę zdjęć

Najladniej wygladaja w trybie slajdshow - jest taki przycisk na stronie nad zdjeciami.

http://picasaweb.google.com/rafal.sasadeusz/WietnamKambodA

21 września 2007

Nha Thrang

Przyszedl czas relaksu. Siedzimy w wietnamskim odpowiedniku Miedzyzdrojow. Kilometry plazy, palmy, luksusowe wille. Cale szczescie jest juz jesien wiec turystow malo no i jest calkiem chlodno- temperatura nie przekracza 35 stopni a w nocy spada nawet do 27. Juz za tydzien Polska.

17 września 2007

kambodza

Jestesmy w kambodzy. Kraj podobno bardzo biedny ale masa tu pieknych budynkow i sporo luksusowych samochodow. Nauczyciel podobno zarabia 30$ miesiecznie a ja wczoraj w sklepie widzialem jogurt za 2$ i mineralna za 1$... Ludzie sa tu bardzo mili i uprzejmi, uliczni sprzedawcy duzo mniej natarczywi niz w wietnamie. Az trudno uwierzyc ze wszedzie dookola sa tzw. killing fields gdzie calkiem niedawno wymordowano 3 mln ludzi, a jeszcze dziesiec lat temu partyzanci wyciagali turystow z autobusow i rozstrzeliwali na drodze. Sptotakilsmy wczoraj polaka ktory od 20 lat mieszka w australii a od 3 miesiecy w kambodzy i stwierdzil ze uwielbia ten kraj i chce tu osiasc na stale - pracuje on dla jakiejs organizacji miedzynarodowej zajmujacej sie niszczeniem pol minowych.

Kilka ciekawostek:
- wietnam jest jedynym krajem jaki znam gdzie pieszy nie ma pierwszenstwa nawet na przejsciu (to wcale nie jest zart)
- w wietnamie ludzie czesto stoja w kolajkach ale normalne jest ze ktos kto dopiero przyszedl staje na pocztaku kolejki
- w phnom phen na bulwarze nad mekongiem jest pizzeria Happy Pizza, serwuje ona happy pizze ktora zawiera podobno duza dawke marichuany oraz very happy pizze ktora miejscowi odradzaja bo podobno jest naprawde bardzo happy

12 września 2007

Fang Si Pan

Wczoraj zdobylismy najwyzsza gore Indochin- Fang Si Pana (3143 m). Udala nam sie tam wdrapac w 2 dni pomimo tego ze miejscowi gorale mowili ze to prawie niemozliwe ;) Droga na szczyt nie przypomina szlakow w Polsce. Przez wiekszosc czasu brodzi sie w blocie przez las deszczowy, kilka razy musielismy przeprawic sie przez gorskie potoki. Na szczycie bylem caly brudny i przemoczony. Musialem nawet scyzorykiem przerobic sobie bojowki na krotkie spodenki gdyz byly tak przemoczone i pokryte blotem ze nia dalo sie isc. Ale ogolnie przezycie bardzo pozytywne. BTW historie o skorpionach, skolopedrach, pijawkach, schistosomach i stadach wezy to mit wymyslony na potrzeby filmow z Indiana Jonsem. Brodzilismy przez bagniska i jedyne zwierzaki jakie dalo sie zauwazyc to ogromne latajace zuki wydajace bardzo glosny i trudny do opisana dzwiek przypominajacy elektroniczny gwizdek ;) Dzis suszymy sie w Sapie a jutro jak dobrze pojdzie bedziemy w Sajgonie.

Pozdo

9 września 2007

zyjemy

Tak, zyjemy!!!! Strasznie sa tu powolne lacza wiec nie mamy za bardzo mozliwosci wysylania zdjec, a ze czas spedzamy intensywnie to nikt nie ma ochoty siedziec na internecie.
W skrocie: widzielismy juz Hanoi, zatoke Halong Bay a obecnie przesiadujemy w gorskiej, zamglonej wiosce o nazwie Sapa. Na nizinach jest baaardzo goraco i wilgotno. Jakies 5 min po wyjsciu spod prysznica przecietny europejczyk jest znowu mokry. Kilka dni temu przespacerowalismy sie po dzungli - odcinek 3km szlismy jakies 2h. Ale warto, widzialem nawet weza ale nikt mi w to nie chce uwierzyc (szedlem na przedzie i gadzina uciekla zanim reszta mnie dogonila ;)

Halog bay jest dokladnie tak piekne jak pokazuja zdjecia na internecie, chociaz niestety mocno zanieczyszczone. Woda przypomina slona, goraca zupe. Zeglowalismy tam 2 dni miedzy wyspami popijajac piwko, kapiac sie i czasem zagladajac do jaskin ktorych jest troche na wysepkach.

Mielismy juz oczywiscie mase przygod o ktorych opowiemy pewnie dopiero po powrocie.

Pozdrawiam

23 lipca 2007

plotki kulinarne

Dla leniwych, którym nie chce się wychodzić po bułeczki do sklepu Wietnamczycy wynaleźli bardzo wygodny sposób na przygotowanie kolacji.
Potrzebne składniki: duża miska, mocna lampa (najlepiej halogen), olej roślinny, patelnia.
Włączoną lampę stawiamy w misce i na pół godziny umieszczamy przed domem. W tym czasie możemy na przykład obejrzeć zapowiedzi fikcyjnych filmów zrobione na zlecenie samego Quentina Tarantino. Są one hołdem dla kiczowatego kina lat 80-siatych.
Podbudowani nastrojem kina grindhousowego wychodzimy przed dom, wyłączamy lampę i bierzemy miskę pełną bogatego w proteiny robactwa które omamione światłem zginęło przy zetknięciu z halogenem. Teraz tylko pozostaje nam wybrać z miski co smakowitsze kaski, zalać olejem i usmażyć.
Smacznego!